Dolny Śląsk stawia na kolej

Przez 10 lat Koleje Dolnośląskie przewiozły 40 mln pasażerów. Początki wcale tego nie wróżyły, ale dzisiaj przewoźnik ma apetyt na więcej. Tortem, muzyką, balonami i prezentem – tak 11 października na Dworcu Głównym we Wrocławiu Koleje Dolnośląskie przywitały programistę Pawła Usinowicza. To on, jadąc pociągiem z Jeleniej Góry, okazał się jubileuszowym – 40-milionowym pasażerem tego przewoźnika. Kiedy dziesięć lat temu o 4.18 wyjechał pierwszy pociąg KD ze stacji Kłodzko Główne do Legnicy, przez Kamieniec Ząbkowicki, Dzierżoniów i Świdnicę, żaden z urzędników nie liczył na taki sukces. Plan uruchomienia samorządowej kolei mieli prosty – zrobić konkurencję dla PKP. – Tylko w ten sposób możemy nakłonić je do poprawy jakości – tłumaczył inicjatywę ówczesny członek zarządu województwa Patryk Wild. – Chcemy, by pociągi były czyste, nie spóźniały się i były tańsze. Jeśli PKP temu nie sprosta, z czasem nasza spółka wyprze tę firmę z lokalnego rynku. Nie wyparła, ale obecność Kolei Dolnośląskich na torach w regionie zmusiła powoli państwowych operatorów – czyli Przewozy Regionalne i Intercity – do walki o pasażerów: jakością obsługi, punktualnością i poprawą wyglądu taboru. Władze Dolnego Śląska stawiały na to od początku, dysponując na starcie ledwie czterema szynobusami, które były nowe, szybsze od pociągów i z klimatyzacją. Pojawił się jeszcze jeden argument za powołaniem do życia dolnośląskiego przewoźnika kolejowego. KD planowała stworzyć kolej aglomeracyjną i uruchomić połączenia zlikwidowane niegdyś przez PKP jako nierentowne. – To wzmocni atrakcyjność regionu w oczach inwestorów, bo zapewni przypływ pracowników – zapewniał Wild. – Jeśli ktoś mieszka np. w Lwówku Śląskim, nie będzie miał kłopotu z dotarciem do pracy we Wrocławiu. Kolejne plusy to mniejsze korki na drogach i mniej wypadków. Poranne kursy z Trzebnicy do Wrocławia biją rekordy popularności. W październiku ubiegłego roku były tak zapchane, że media alarmowały: „Igły nie da się wcisnąć. Pasażerowie tłoczą się jak sardynki w puszce”. W grudniu było podobnie. Powód: „klęska urodzaju” – jak ocenił to Michał Szymajda z branżowego portalu rynek kolejowy. KD pilnie poszukiwało spalinowego taboru do wzmocnienia tej relacji, a ten, którymi przewoźnik dysponował, często ulegał wtedy wypadkom. Tłok na trasie Wrocław – Trzebnica to jednak dowód, że reaktywacja tej nieczynnej od 1991 r. linii kolejowej miała sens. Urząd Marszałkowski przejął ją od PKP PLK w 2007 r., zmodernizował i we wrześniu 2009 r. „wypuścił” szynobus. I na tym nie poprzestał. Zrobił to samo z torowiskiem ze Szklarskiej Poręby do Jakuszyc, a i to nie było ostatnim słowem władz regionu. W październiku poinformowały, że zamierzają „odzyskać” od PKP PLK kolejnych 400 km dolnośląskich linii, m.in. z Gryfowa Śląskiego do Mirska, z Mirska do Świeradowa-Zdroju, z Kobierzyc do Piławy Górnej, z Jeleniej Góry do Lwówka Śląskiego, ze Strzegomia do Marciszowa, z Marciszowa do Jerzmanic-Zdroju, ze Strzelina do Łagiewnik i ze Srebrnej Góry do Nowej Rudy Słupiec.Połączenia bezpośrednie z Wrocławiem otrzymają stolice czterech powiatów, czyli Kamienna Góra, Lwówek Śląski, Góra i Złotoryja, oraz 13 innych miast i kilka gmin o łącznej populacji ponad 225 tysięcy Dolnoślązaków. Połączenie kolejowe będą miały cztery uzdrowiska (Świeradów-Zdrój, Lądek-Zdrój, Szczawno-Zdrój, Przerzeczyn-Zdrój), dwa parki narodowe: Karkonoski i Gór Stołowych (Karpacz i Radków), dwa obiekty oraz jeden obszar uznane za Pomniki Historii, a także dziewięć z 11 pałaców należących do wpisanej na listę pomników historii Doliny Pałaców i Ogrodów Kotliny Jeleniogórskiej. Poprawi się też dojazd do Wambierzyc, Chełmska Śląskiego, Adrspach po stronie czeskiej, Lubomierza, Bolkowa, Niemczy czy Stronia Śląskiego. – Cieszy mnie ta inicjatywa, zwłaszcza ze względu na możliwość dojazdu koleją do dolnośląskich uzdrowisk – tłumaczył Czesław Kręcichwost, długoletni burmistrz Kudowy-Zdroju. – To ma duże znaczenie dla ich atrakcyjności. Klientami uzdrowisk są często osoby, które z różnych powodów nie chcą lub nie mogą np. prowadzić samochodów. Marszałek Cezary Przybylski uważa, że dotychczasowe doświadczenia z przejmowaniem przez samorząd linii kolejowych są dowodem, że potrafi on nie tylko przywrócić je do życia, ale też dobrze wykorzystać. Koleje Dolnośląskie dysponują obecnie 57 nowoczesnymi pociągami, którymi obsługuje ponad 300 połączeń każdego dnia. Bez żadnego problemu poradzimy sobie z dodatkowymi zadaniami – zapewniał Przybylski i już po wyborach samorządowych razem prezydentem Lubina Robertem Raczyńskim, liderem Bezpartyjnych Samorządowców, wpisali ten postulat do umowy koalicyjnej z PiS. Pieniądze na reaktywację torowisk miałby zapewnić rząd. W umowie zapisano też budowę kolei aglomeracyjnej na trzech obszarach: miedziowym, wrocławskim, sudeckim oraz „podjęcie działań na rzecz ich powiązania infrastrukturą o wysokich parametrach prędkości”. Po co? Bo – jak mówią urzędnicy – renesans kolei na Dolnym Śląsku powiódł się. Największą liczbę połączeń uruchomili z Wrocławia do Legnicy, Głogowa, Rawicza, Oleśnicy, Opola, Kłodzka oraz Wałbrzycha i Jeleniej Góry. Z podróży koleją korzystają wszyscy: pracownicy, uczniowie, studenci, a w wakacje i ferie masowo turyści. Ten sukces KD na pierwszej sesji sejmiku w nowej kadencji chwalił też Marek Łapiński, były marszałek i opozycyjny radny z Koalicji Obywatelskiej. – Z nami, a nie z PiS moglibyście go kontynuować – zwracał się do radnych Bezpartyjnych jeszcze przed wyborem marszałka. Rewolucję kolejową na Dolnym Śląsku widać gołym okiem. Potwierdzają to statystyki. Jeśli w 2012 r. Koleje Dolnośląskie przewiozły 1,8 mln osób, to w 2015 r. już 5,2 mln. W kolejnym z usług spółki będącej własnością samorządu województwa skorzystało 7,2 mln ludzi. 2017 r. to już 9,4 mln, a prognoza na 2018 r. mówi o 11,5 mln pasażerów. Portal Rynek Kolejowy okrzyknął to „fenomenem”. Na Dolnym Śląsku odnotowano najszybszy przyrost pasażerów ogółem w Polsce. Według danych Urzędu Transportu Kolejowego łącznie w latach 2012-2017 wzrost nastąpił o 75 proc. Piotr Rachwalski, prezes KD: – W tym czasie w 10 innych regionach nastąpił spadek lub stagnacja liczby pasażerów kolejowych, i to mimo dużych nakładów na tabor czy infrastrukturę. Tylko w sześciu regionach nastąpił wzrost o kilkanaście procent, za to u nas o 75 proc. Jesteśmy niekwestionowanym liderem, a póki co jeszcze nie zaczęliśmy reaktywować nowych linii. Dolny Śląsk zajmuje też trzecie miejsce na podium, jeśli chodzi o mobilność kolejową. Przeciętny mieszkaniec regionu korzysta z kolei 8,4 razy w roku, co jest wynikiem lepszym od średniej ogólnopolskiej. Wyprzedza nas tylko Mazowsze i Pomorskie – jednak tam do statystyk wlicza się masowe przejazdy w ramach aglomeracji kolejami typu Szybka Kolej Miejska. (wyborcza.pl)

Komentarze