Chińczycy coraz silniejsi na kolejowej mapie Afryki

Na początku października ze stolicy Etiopii Addis Abeby wyjechał w stronę Zatoki Adeńskiej pierwszy pociąg od 2007 r. Ruszył linią kolejową wybudowaną za chińskie pieniądze i zarządzaną przez chińskie firmy. Afryka jest jednym z najmocniej rozwijających się rynków kolejowych. Na planowane lub trwające inwestycje w tej branży tamtejsze kraje wydają dziś ponad 30 mld dol., często płacąc Chińczykom pieniędzmi z chińskich kredytów. W opublikowanym trzy lata temu raporcie niemieckiej firmy doradczej SCI Verkehr’s „The African Rail Market” przewidywano, że do 2017 r. suma linii kolejowych na kontynencie zwiększy się z 82 tys. km do ponad 96 tys. km. Wątpliwe, by tę liczbę udało się osiągnąć, ale w późniejszych analizach rozwoju kolei na świecie Afrykę uznaje się za wciąż niewielki, ale jeden z najbardziej dynamicznie rosnących rynków. Nie może być inaczej, bo wciąż pędząca gospodarka Chin i szybko dołączająca do niej gospodarka indyjska potrzebują surowców, a najłatwiej je znaleźć w Afryce. O ile jednak ze znalezieniem i wydobyciem problem jest mniejszy, to z wywiezieniem już gorzej. Według wspomnianego raportu niemieckich ekspertów Afryka to dziś kolejowy miszmasz. Na kontynencie funkcjonuje pięć różnych standardów szerokości torów. Poza Republiką Południowej Afryki, gdzie sieć kolejowa wygląda nieźle, przeważnie jedna linia łączy stolicę z jedynym portem w państwie, jeśli w ogóle istnieje. W wielu miejscach wewnątrz kontynentu do przewozu towarów wykorzystuje się gruntowe drogi i czasem transport trwa tygodniami. Chińskie firmy kolejowe nie są jedynymi, które działają w Afryce. Jeden z kontraktów na odnogę wspomnianej linii (blisko 400-kilometrowy odcinek z Awash do Weldiya i Hara Gebey wart 1,7 mld dol.) zdobyło tureckie konsorcjum Yapi Merkezi. Ale to właśnie Chińczycy rozpychają się najmocniej i podejmują się najbardziej efektownych wyzwań inżynierskich. W grudniu przyszłego roku ma być gotowy 609-kilometrowy odcinek nowej jednotorowej linii kolejowej ze stolicy Kenii Nairobi do portu w Mombasie. Za projekt wart 3,8 mld dol., który jest największą inwestycją w ponad 60-letniej historii niepodległej Kenii, w 90% płaci również China Exim Bank. W perspektywie kolej ma połączyć Mombasę z istniejącą już linią przez Ugandę, Rwandę, w tym stolicę Kigali (ten fragment ma być gotowy w 2018 r.) aż do Sudanu Południowego. Z kolei w najludniejszym afrykańskim kraju, czyli w Nigerii, w grudniu 2014 r. oddano do użytku blisko dwustukilometrową linię kolejową między Abudżą a Kaduną. To pierwszy etap gruntownej modernizacji sieci połączonej z zamianą wąskich torów na standardowe dla kładzionych przez Chińczyków w Afryce szyn o rozstawie 1435 mm. Całość projektu jest warta astronomiczne 8,3 mld dol., ale wspomniany odcinek, na którym pociągi mogą rozwijać prędkość do 250 km/h, kosztował 874 mln dol., z czego 500 mln – w zamian za koncesję – wyłożył China Exim Bank. Zbudowało go China Civil Engineering Construction Corp. Inwestycje, które Chińczycy realizują w Afryce i za które często sami sobie płacą, godząc się w rewanżu na prawo do swobodnego korzystania i czerpania zysków, można wymieniać w nieskończoność. W zeszłym roku południowoafrykański tygodnik „Mail&Guardian” donosił, że chińskie firmy realizują na kontynencie 16 inwestycji wartych minimum miliard dolarów każda. Pięć z nich ma charakter kolejowy, a na czele listy są dwie nigeryjskie – wspomniana modernizacja torów oraz podpisany w 2014 r. kontrakt na budowę od zera liczącej 1,4 tys. km linii wzdłuż wybrzeża z Lagos do Calabar. Wart 12 mld dol. projekt jest największym w historii realizowanym przez chińskie firmy za granicą. Zrealizuje go China Railway Construction Corp. Źródło: Rynek Kolejowy

Komentarze