Tramwaj transgraniczny kursuje przez Ren po raz pierwszy od 72 lat

W czasach, gdy niektórzy chcą budować mury, my z Niemcami zbudowaliśmy taki rodzaj mostu – powiedział w ubiegły piątek burmistrz Strasburga Roland Ries, podczas otwarcia połączenia tramwajowego między jego miastem a niemieckim Kehl. 12 tramwajów dostarczonych przez Alstom kursuje przez Ren po raz pierwszy od 72 lat. Ostatni raz przez rzekę można się było w ten sposób przedostać u schyłku II wojny światowej. Potem połączenie z oczywistych względów skasowano. Choć już od wielu lat, w ramach unijnej integracji, istnienia granicy między Francją a Niemcami właściwie się nie odczuwa, jedynym sposobem podróży była do tej pory wiecznie zatłoczona droga. Ale w ubiegły weekend, po trzech latach budowy, otwarto tam tramwajowe połączenie. Kosztowało 97 mln euro, z czego większość wyłożył Strasbourg, ok. 26 mln euro zapłaciło Kehl, a 3,2 mln euro to suma, którą inwestycję składającą się z torów i mostu wspomogła Komisja Europejska. 

Na otwarciu zabrakło prezydentów obu krajów, choć obecni byli burmistrzowie obu miast oraz szef Urzędu Kanclerskiego i „prawa ręka” premier Angeli Merkel Peter Altmaier. Politycy dość mocno nawiązywali do symbolicznego znaczenia otwieranego połączenia w czasach odbywających się we Francji wyborów prezydenckich i zbliżających się wyborów parlamentarnych w Niemczech. – Po wyborach musimy dalej razem współpracować dla Europy – mówił Altmaier. Tramwaje kursują na przedłużeniu linii D (w ubiegły piątek otwarto też przedłużenie linii A z centrum Strasbourga do satelickiego miasta Illkirch-Graffenstaden), która na razie kończy się tuż za graniczną rzeką, ale do końca 2018 r. zostanie przedłużona do centrum Kehl. Citadisy od Alstomu zabierają jednorazowo do 288 pasażerów, kursują co 15 minut, a podróż trwa ok 20 minut. Jak chwali się producent, tramwaje to też dzieło francusko–niemieckie. Zostały zaprojektowane w La Rochelle i Saint-Ouen, w Ornans powstały silniki, w Le Creusot wózki, w Tarbes części pantografów, w Villerbanne elektronika, a w niemieckim Saltgitter część kabiny motorniczego. Tramwaj transgraniczny budzi zachwyt i jednych i obawy u drugich. Władze po obu stronach granicy musiały jeszcze przed jego uruchomieniem rozwiązać kilka problemów, np. wzajemne uznawanie biletów, czy odpowiedzialność prawną za ewentualne szkody spowodowane przez tramwaj. Połączenie jest szybsze niż podróż samochodem. Dziennikarze opisujący inwestycję zauważają, że dla niemieckich eurodeputowanych, to okazja by łatwiej poruszać się między ojczyzną, a Parlamentem Europejskim, którego siedziba mieści się właśnie w Strasbourgu. To jednak nie tylko ułatwienie dla nich. Ok. 20 tys. mieszkańców francuskiego miasta pracuje w Niemczech. Z drugiej strony boją się francuscy sklepikarze. Spodziewają się, że ich rodacy zaczną chętniej robić zakupy za granicą gdzie ceny są niższe, a szczególną różnicę widać w cenie papierosów. Strasburscy kioskarze już zapowiedzieli na ten miesiąc protest przeciwko tramwajowi, który uważają za wzmacnianie przewagi w handlu ich kolegów zza Renu. Burmistrz Ries widzi jednak w tramwaju sposób na obniżenie bezrobocia w swoim mieście, które sięga 10 proc. (po drugiej stronie granicy to ledwie 3,5 proc.), właśnie dzięki ułatwieniom komunikacyjnym. – Rzecz jasna to nie zdarzy się od razu. Niemcy to cały czas zagranica. Nawet jeśli granicy w praktyce nie ma, to jednak inny sposób bycia, inny sposób pracy, itp. Ale dzięki temu łatwiej te różnice przezwyciężyć. Źródło: transport-publiczny.pl

Komentarze