Specjalne urządzenia odstraszają zwierzęta przy torach kolejowych

Każdego roku w Polsce dochodzi do kilkuset kolizji pociągów z dzikimi zwierzętami. By je chronić, warszawska firma opracowała urządzenie, które za pomocą naturalnych dźwięków przyrody skutecznie przepłasza zwierzynę z torów. Technologia imitująca odgłosy sójek, psów czy koni podbija też zagraniczne rynki – korzysta z niej kolej dużych prędkości w Rosji, a od niedawna jest testowana w Japonii. Według Biura Ochrony Środowiska PKP PLK SA, w latach 2007-2012 doszło do prawie 800 sytuacji, w których pociąg potrącił dzikie zwierzę. Liczba takich zdarzeń z roku na rok rośnie. Odczuwają to też pasażerowie - prawie każdy wypadek z udziałem dużego zwierzęcia oznacza opóźnienie w kursowaniu pociągów, a także konieczność przeprowadzenia przeglądów kontrolnych oraz naprawy powstałych uszkodzeń i dezynfekcji taboru. Koszty nierzadko sięgają setek tysięcy złotych. Na torach pojawia się coraz więcej nowoczesnych pociągów – lżejszych, szybszych i cichszych, a przez to bardziej niebezpiecznych dla zwierząt. Z tego powodu przewoźnicy potrzebują rozwiązań, które pozwolą chronić ich tabor oraz faunę przed niebezpiecznymi zdarzeniami. Najskuteczniejszym sposobem ochrony zwierząt są odstraszacze akustyczne, wykorzystujące automatyczne reakcje lękowe instynktu samozachowawczego, zapisane w ich pamięci genetycznej. – Działanie urządzeń polega na wydawaniu sekwencji dźwięków - zwanych przez zoopsychologów bodźcami kluczowymi - przez minutę tuż przed przejazdem pociągu. Są to na przykład: ostrzegawczy krzyk sójki, szczekanie sfory psów czy kniazienie zagryzanego zająca. Działają one na instynkt samozachowawczy, dzięki czemu zwierzęta się do nich nie przyzwyczają i nie będą ich ignorować. Przemawiamy do zwierząt w ich języku. Dzięki temu, gdy nie ma pociągu, mogą bezpiecznie przebywać przy torach, a gdy zbliża się skład, to na czas przejazdu przepłaszamy je na bezpieczną odległość – tłumaczy Marek Stolarski, prezes zarządu firmy NEEL, która już 14 lat temu opracowała pierwszą technologię do przepłaszania zwierząt z torów, tzw. UOZ. UOZ, czyli Urządzenie Ochrony Zwierząt, to unikalny w skali światowej efekt prac inżynierów polskiej firmy NEEL, ściśle współpracujących z naukowcami z Instytutu Badawczego Leśnictwa. UOZ mają kształt smukłych cylindrów mierzących ok. 110 cm wysokości. Ustawiane są wzdłuż torów w miejscach migracji zwierząt i uruchamiają się na podstawie informacji otrzymywanych z urządzeń sterowania ruchem kolejowym bądź z czujników zamontowanych na torach wykrywających nadjeżdżający pociąg. Inspiracją do stworzenia urządzenia UOZ były badania prof. dr hab. Simony Kossak, nieżyjącej już kierownik Zakładu Lasów Naturalnych Instytutu Badawczego Leśnictwa, jednego z najwybitniejszych europejskich specjalistów od dużych dzikich ssaków. Jej pomysłem było wykorzystanie języka zwierząt i opracowanie metody skutecznego na nie oddziaływania. Wieloletnie badania naukowców z Wydziału z Leśnego SGGW wykazały, że ponad 80% zwierząt reaguje na dźwięki zgodnie z założeniami, czyli zaniepokojeniem, dzięki któremu nie zbliżają się do torów, bądź ucieczką. Według danych PKP PLK, w miejscach z działającymi urządzeniami UOZ liczba wypadków z udziałem dzikich zwierząt zmniejszyła się około czterokrotnie. – Urządzenia ochrony zwierząt służą nie tylko zwierzętom, ale również ludziom. W skrajnych przypadkach zderzenie rozpędzonego pociągu pasażerskiego z watahą dzików lub łosiem może doprowadzić do jego wykolejenia. Jako przykład warto przytoczyć sytuację ze Szkocji z 1984 roku. Wówczas najechanie pociągu typu push-pull na jedną krowę spowodowało katastrofę z ofiarami śmiertelnymi oraz rannymi – dodaje Marek Stolarski. Montaż pierwszych urządzeń UOZ miał miejsce na linii E-20 Mińsk Mazowiecki – Siedlce. W kraju do tej pory zainstalowano ponad 1000 takich urządzeń. Polskie wynalazki cieszą się także dużą popularnością zagranicą. Można je spotkać np. w Rosji, m.in. na liniach Moskwa – Petersburg oraz Petersburg – Helsinki, na których jeżdżą szybkie pociągi Sapsan osiągające prędkość do 250 km/h. (Gazeta Wrocławska)

Komentarze